Ubiegłoroczny start na dystansie półmaratonu w Pile przywodzi mi na myśl tylko jedno – upał. W tym roku było inaczej. Temperatura w granicach 12 stopni i dość spory wiatr. Można pokusić się o stwierdzenie, że pogoda idealna na bicie życiówki. Jednak zważywszy na dużą intensywność imprez biegowych w moim wrześniowym kalendarzu postanowiłem pobiec bez spinania się na rekord. W końcu za tydzień czeka mnie bieg Lechitów w Gnieźnie (półmaraton) a później 20. września I Maraton Puszczy Noteckiej w Sierakowie.
Po przybyciu na miejsce udałem się po odbiór pakietu startowego. Standardowo w zestawie był numer startowy z chipem, agrafki i koszulka oraz pełno makulatury (czytaj „pełno ulotek”). Ciekawym i oryginalnym akcentem dla każdego biegacza był zestaw żarówek ledowych od głównego sponsora :-).
Na hali sportowej przygotowano dużo stanowisk, więc odbiór pakietów był bardzo szybki i sprawny. Ci którzy mieli w zanadrzu czas mogli obejrzeć na piętrze budynku kolekcję medali i koszulek z biegów na całym świecie, a także skorzystać z porad specjalistów w doborze obuwia do biegania.
Godzina 11:00 zbliżała się coraz szybciej. Po krótkiej rozgrzewce udałem się na linię startu. Ustawiłem się mniej więcej na wysokości tabliczki 1:50. Na kilka minut przed startem zaczęło padać. Nikt nie był z tego zadowolony, ale cóż trzeba zacisnąć zęby i ruszać. Punktualnie co do sekundy o 11:00 wystartowaliśmy. Trasa obejmowała trzy różne pętle ulicami miasta. Profil był praktycznie płaski co sprzyjało biciu wielu życiowych rekordów. Na 5, 10 i 15 kilometrze ustawiono punkty odżywcze z wodą, cukrem oraz izotonikami. Dodatkowo na 19 kilometrze postawiono punkt z wodą. Na mecie każdy otrzymał pamiątkowy medal oraz pakiet regeneracyjny w postaci napoju izotonicznego, wody i ogromnej „krówki”.
Podsumowując, 25. edycja Półmaratonu Philipsa w Pile wypadła perfekcyjnie. Pobito rekord w ilości osób, które ukończyły bieg. Na mecie stanęło ponad 3 tysiące biegaczy. Osobiście polecam każdemu start w Pile. Do zobaczenia za rok – ja na pewno tam będę 🙂